Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
Organizacja Międzyzakładowa NSZZ Solidarność Pracowników Poczty Polskiej
 




Organizacje
Podzakładowe


Humor dnia

Aktualności

Autor: NIE, 2015-04-30, Bogusław Gomzar   Data: 2015-05-05
Kariera Frajera
"Kariera frajera": Dziennikarz "NIE" Bogusław Gomzar zatrudnił się w firmie InPost - tej, która wygrywa przetargi z Pocztą Polską na dostarczanie tzw. zryczałtowanych przesyłek. Autor napisał o swoim - delikatnie mówiąc - rozczarowaniu.


Listonosz teraz nie dzwoni ani razu.

Spółka InPost od ponad roku odnotowuje kolejne sukcesy: niedawno przejęła 100 proc. akcji Polskiej Grupy Pocztowej - prywatnego operatora, który wcześniej wygrał przetarg o wartości 500 min zł na dostarczanie przesyłek sądowych i prokuratorskich. W tym roku po wygranych przetargach przejęła dostarczanie rządowych pism Centrum Usług Wspólnych (33 min zł) i KRUS (23 min zł), podpisała umowy świadczenia usług z Allegro i PKO BP, weszła z akcjami na giełdę. Wygrywając przetargi i konkursy, dystansuje państwową Pocztę Polską, za każdym razem przedkładając ofertę tańszą o kilkanaście, kilkadziesiąt min zł. Nic dziwnego, że InPost zwiększa zatrudnienie. Coraz częściej kusi ofertami, w których stoi, że oferuje pracę w "dynamicznym, prężnie rozwijającym się zespole", która "pozwala rozwinąć się" i "poszerzyć horyzonty", a także "wychodzić naprzeciw nowym wyzwaniom". Praca jest "stabilna" i daje możliwość kariery. Skusiłem się.

Po rozmowie telefonicznej poszedłem do biura firmy w jednym z dolnośląskich miast średniej wielkości (80 tysięcy mieszkańców) na spotkanie z kierownikiem. W kieszeni miałem CV, czyli zawodowy życiorys, a w duszy nadzieję na karierę, nowe horyzonty i kumplostwo z prężnym zespołem. Kierownikiem okazał się wąski jegomość w przyciasnej koszuli i zbyt luźnej marynarce. Zdobił go krawat, który był krzykiem mody jakieś 30 lat temu, gdy tego typu wyroby nosiły handlową nazwę "zwisu męskiego". Dodatkowej urody przydawały mojemu rozmówcy długie włosy w typie Buffalo Billa, nieco przytłuste, ale starannie zaczesane za uszy. Kierownik uświadomił mnie, że on, ja i cały InPost mamy misję i że jest pod wrażeniem mojej gotowości, licząc przy tym na moją dyspozycyjność. Kazał przyjść następnego dnia do roboty o siódmej rano. Przyszedłem. Przez godzinę kierownik nie miał dla mnie czasu, bo opierdalał prężny zespół za zgubienie paczki przesyłek, błędy w sortowaniu, niewyrabianie się w wyznaczonych terminach i niewłaściwe wypełnianie dokumentacji. Potem zajął się mną.
- Mam prawo przyjąć pana na dzień próbny bez wynagrodzenia, żeby sprawdzić pana możliwości. Pójdzie pan z Arkiem i on pana we wszystko wtajemniczy.

Właściwie nie było w co wtajemniczać, bo praca doręczyciela w InPoście jest prosta. Listy się segreguje, wsadza do torby lub plecaka i śmiga w teren. Wypełnianie kwitków awizo i listy przesyłek także niezbyt poszerzyło moje horyzonty o nowe doznania. Arek z dynamicznego zespołu był mrukiem. Dowiedziałem się tylko, że zwolnił się z pracy listonosza w Poczcie Polskiej, bo miał tam stałe wynagrodzenie, a tu "co wychodzi i doręczy, to jego". Gdy zrobiliśmy rejon w 4 godziny, Arek usiadł na ławce, zapalił szluga i powiedział: - Nie wracajmy za szybko, bo ten palant rzuci nas na inny rejon, a tam nogi wejdą nam w dupę.
Arek objaśnił, że ten inny rejon obsługiwał Szpaku, ale od pięciu dni nie przychodzi do placówki. Szpaku ma sądowy wyrok ograniczenia wolności, musi nosić elektroniczną bransoletę i podjąć pracę. Poszedł więc do InPostu i od ręki dostał robotę, bo jego poprzednik nie wyrabiał dziennej normy i miał zaległości. Któregoś dnia poprzednik wsiadł do podmiejskiego autobusu i całą zaległość wyjebał do lasu na końcowym przystanku, po czym zniknął. Korespondencję po tygodniu znalazł jakiś grzybiarz, ale kierownik nie zawiadomił policji, żeby nie psuć wizerunku firmy. Szpaku dostał też pismo z InPostu do sądu, że podjął pracę. Sąd rozszerzył mu więc prawo do poruszania się z bransoletą na cały rejon. 3 dni później Szpaku olał robotę. Widziano go w rejonie, ale nie z listami, tylko w pubie przy automatach do gier. Kierownik miał zawiadomić sąd o tym chachmęcie, ale jest załatany i na razie nie ma czasu.

Po powrocie do bazy wypełniamy kwity. Kierownik mówi do mnie:
- Arek pana bardzo chwalił. W związku z tym przyjdzie pan jutro i pójdzie na inny rejon, bo mam prawo skierować pana na drugi dzień próby bez wynagrodzenia.
Przychodzę następnego dnia. Tym razem moim współtowarzyszem w poszerzaniu horyzontów jest Cinek. Idziemy w rejon 2 razy większy od poprzedniego. W połowie pracy zaczyna siąpić, a potem lać.
- Chuj z taką robotą - stwierdza Cinek. Idziemy do baru przy jednej z obsługiwanych ulic. Nie możemy skręcić z trasy, ponieważ każdy członek prężnego zespołu ma obowiązek nosić nadajnik GPS, który po robocie zostaje zeskanowany w bazie. Cinek stawia piwo. Pytam o to, co w każdej pracy jest najważniejsze, czyli o szmal.
- Do dupy - podsumowuje rozmówca. - Za zwykły list wrzucony do skrzynki 20 gr, za polecony 80 gr, ale tylko za dostarczony. Za awizowane nic się nie dostaje, choć kiedyś płacili. Dawali też dodatkową kasę za pracę w soboty, ale już nie dają. Za grubsze przesyłki, np. z Allegro, dostajesz 30 gr i to wszystko na umowę zlecenie. Za bilety autobusowe nie zwracają, bo przecież możesz dymać na piechotę. Pracuję tu miesiąc i uciekam. Znalazłem lepszą robotę.
- No, ale ten Arek - pytam - zwolnił się z poczty, bo tutaj ponoć lepiej zarabia. Pracuje w InPoście już pół roku.
- Ten niuniek? - śmieje się Cinek. - Słuchaj, on 2 razy nie rozliczył się z kasy za roznoszone renty i emerytury. Raz jakoś uciułał i oddał kasę, ale za drugim razem za dużo mu "zginęło". Naczelniczka poczty dała mu szansę: zwolnij się sam, bez dyscyplinarki, ale oddaj wszystko. Więc oddaje w ratach to, co tu zarobi. Ma dobrze, bo mamusia go utrzymuje.

Na trzeci dzień kierownik informuje mnie, że ma prawo zatrudnić mnie za friko na trzeci dzień próby. Tym razem trafiam do sortowni. Bajzel, ale za to miłe panienki. Jeśli moje horyzonty się rozszerzyły, to niezauważalnie.
Czwartego dnia kierownik bierze mnie na kolejną szczerą rozmowę. Jego propozycja to umowa zlecenie na miesiąc, potem taka sama na 3 miesiące, a później się zobaczy.
- W umowie będzie napisane, że ma pan najniższą krajową płacę netto, ale tak naprawdę dostanie pan tyle, ile rozniesie pan listów i przesyłek w miesiącu. Niech pan to przemyśli w domu.
Myślę i liczę. Wychodzi mi, że obsługując taki rejon, jaki zaliczyłem z Arkiem, zarobię przez miesiąc 8 stów, podczas gdy najniższa krajowa to obecnie 1500 zł. W dodatku mam podpisać weksel in blanco na 3 tys. zł jako zabezpieczenie.
"Dobry pracownik nie tylko przychodzi do pracy, ale czuje się częścią zespołu. Jest zaangażowany (...), niezależnie od stanowiska stara się iść do przodu, awansować, rozwijać. Pokazuje, że ma swoją wartość i zależy mu na czymś więcej niż to, co ma w tej chwili" - powiedział prezes InPost Rafał Brzoska dla internetowej gazety "Na Temat". Rozumiem, że mówił to o swoich śmieciowych podwładnych.

Wszystkie instytucje i firmy, które ogłaszały przetargi lub konkursy na dostarczanie korespondencji, brały pod uwagę wyłącznie oferowaną kwotę. Nikogo nie obchodzi, że InPost zaniża ceny kosztem pracowników. Przejęcie akcji Polskiej Grupy Pocztowej nie jest sukcesem InPostu, bo nie tylko nastąpiło bezgotówkowo, ale obie firmy to spółki należące do Grupy Kapitałowej Integer, której prezesem jest tenże Rafał Brzoska. To manewr, który ma uzasadnić fakt, że PGP wygrała przetarg na dostarczanie przesyłek sądowych i prokuratorskich, a de facto usługę świadczy InPost, bo PGP nie ma własnych placówek. Wartość akcji InPost na giełdzie spadła o 50 proc., a firma nie może znaleźć inwestora, gdyż nikt nie chce ryzykować inwestowania szmalu w spółkę o niskim kapitale założycielskim zarejestrowaną na Cyprze. Placówki oddawcze InPostu to nadal kioski, sklepy, puby, kluby nocne i inne dziwne miejsca, wielokrotnie wyśmiewane w mediach. Niedawno rządowy Urząd Komunikacji Elektronicznej, który nadzoruje m.in. usługi pocztowe, wydał komunikat, że InPost nie gwarantuje zachowania norm zawartych w ustawie Prawo pocztowe, w tym zachowania tajemnicy korespondencji i ochrony danych osobowych. Firma nie ma placówek nadawczych, zatem każdy obywatel, który chce wysłać pismo do sądu, prokuratury, KRUS-u czy urzędu wojewódzkiego lub ministerstwa, musi to zrobić w placówce Poczty Polskiej. InPost, zatrudniając ludzi z łapanki i w dodatku na śmieciowe umowy, ma ciągłe niedobory pracowników i częste rotacje, nie może więc utworzyć stałych kadr, jak to jest w przypadku poczty. Stąd rośnie liczba skarg na nowego operatora. W zeszłym roku sądy złożyły prawie 180 tys. reklamacji na działanie InPostu, a wynikająca z nich kwota przekroczyła 2 min zł. Każdy pracownik Poczty Polskiej zatrudniony jest na podstawie umowy o pracę, ma prawo do świadczeń socjalnych, ale też ma obowiązek przedstawić sądowe zaświadczenie o niekaralności i podpisuje zobowiązanie do przestrzegania tajemnicy pocztowej. InPost nie spełnia więc unijnych kryteriów tzw. operatora usług powszechnych.
Dlatego też ja, panie Brzoska, czniam robotę w pana firmie razem z horyzontami, dynamiczną karierą i prężnym zespołem. Piszta na Berdyczów.

BOGUSŁAW GOMZAR

Źródło: NIE, 2015-04-30, Strona: 6





Karta Rabatowa Orlen








 
Webmaster: Sławek  ®2007